Ciemne zaułki elektro-rewolucji 15 sierpnia, 2011

Baterie jako źródło energii to ślepy zaułek. Wiedzą to wszyscy, którzy korzystają z urządzeń zasilanych bateriami-czy będą to telefony komórkowe, laptopy czy zwykłe latarki. Nie dość, że trzeba je ładować, to jeszcze po jakimś czasie z obietnic producentów o ich trwałości pozostają jedynie kpiny. Teraz przekonują się o tym samym właściciele świeżutkich elektrycznych samochodów. Dyrekcja brytyjskiego oddziału Nissana ujawniła – chyba niechcący – koszty, jakie poniosą właściciele modelu Leaf, obecnie najlepiej sprzedającego się elektrycznego pojazdu na Wyspach, gdy stara bateria odmówi współpracy. Okazuje się, że jeden moduł akumulatora litowo-jonowego w Leafie kosztuje 404 funty. problem w tym, że takich modułów w całej baterii jest 48. Ich wymiana kosztować więc będzie w sumie 19392 funty. To prawie tyle samo co nowy Leaf dostępny w salonach za 26tys.
Nissan przyznał, że właściciele tego samochodu będą zmuszeni wymienić baterie po kilku latach użytkowania samochodu, w zależności od tego, jak ją traktowali. Wiadomo jednak, że wydajność akumulatora spada drastycznie, gdy ładuje się go w punktach tzw. fast-charge. Innymi słowy, dumni posiadacze Leafa powinni pozwolić najpierw na kompletne rozładowanie baterii (co jest czasem równoznaczne ze stanięciem w polu), a następnie- po dopchnięciu unieruchomionego pojazdu do jednego z nielicznych punktów ładowania- podłączyć ją do gniazdka na co najmniej 24 godziny, bo tyle trwa pełny cykl ładowania. Niezbyt zachęcająca perspektywa.
„Elektryczna rewolucja” idzie zresztą w Wielkiej Brytanii jak po gruzie. W tym roku sprzedano zaledwie 680 pojazdów z takim napędem, mimo państwowej dopłaty w wysokości 5 tys. funtów dla osób, które zdecydują się na elektryczny samochód.

Źródło: goniecpolski.com

Komentarze zablokowane.